wtorek, 1 grudnia 2015

Baron Hansdorf

Historie prawdziwe są nieraz dużo bardziej nieprawdopodobne niż fikcja. Przeczytajcie takową, która działa się blisko wiek temu.


W ostatnich latach przedwojennych* dał się mieszkańcom Warszawy szczególnie we znaki komendant miasta Komarow. Był to bezwzględny satrapa nie tylko w stosunku do ludności cywilnej, lecz również i wobec podwładnych mu wojskowych z garnizonu.

Szczególnie słynne były jego "inspekcje" po mieście w towarzystwie wiecznie asystującego mu kozaka. "Inspekcje" te były utrapieniem całej ludności. Nawet oficerowie na widok swego komendanta uciekali, chowając się po bramach.

Jedna tylko osoba, a raczej osóbka nie obawiała się komendanta. Była to Berta P., córka krawca wojskowego, właściciela pracowni ubiorów oficerskich na Krakowskim Przedmieściu. W ładnej Bercie zakochał się Komarow na zabój.

Całe delegacje często odwiedzały "ładną Bertę", ażeby przez nią szukać protekcji do komendanta i nie zdarzyło się nigdy, ażeby Berta nie przeprowadziła sprawy, tak, jak tego chciała.

Z tej to miłości między Komarowem a "ładną Bertą" przyszedł na świat bohater niniejszego fragmentu, człowiek, który zakończył swój młody, ale nader awanturniczy żywot, jako słynny aresztant w polskim więzieniu.

Dziecku, które miał z żydowską kochanką, chciał Komorow zabezpieczyć wysoką karjerę w przyszłości.

W owym czasie służył w warszawskim garnizonie jako kapitan sztabu baron Anatol Hansdorf, wielki birbant i kanciarz, o którym mówiono, że za pieniądze gotów djabłu duszę sprzedać.

Owego Barona Hansdorfa schwytano pewnego razu na oszustwie przy kartach, za które groziła mu degradacja oraz więzienie.

Przypadek ten postanowił wykorzystać Komarow, w którego mocy leżała rehabilitacja skompromitowanego oficera.

Za cenę rehabilitacji skłonił Komarow barona do zawarcia formalnego ślubu z jego kochanką i nadania jej dziecku swego nazwiska z tytułem barona.

Po załatwieniu sprawy baron Hansdorf otrzymał od Komarowa większą sumę pieniędzy i na zawsze znikł z horyzontu.

Gdy wybuchła wojna, Paweł Hansdorf był jeszcze uczniem gimnazjum. Opuścił jednak szkołę i wstąpił do wojska, awansując wkrótce na oficera, w czem dopomogły mu wpływy jego prawdziwego ojca. Po przewrocie bolszewickim pozostał baron Hansdorf wiernym gwardji carskiej i brał udział w ekspedycji, mającej na celu uwolnienie rodziny carskiej z rąk bolsewików. Wkrótce potem baron Hansdorf schwytany został przez bolszewików, którzy skazali go na śmierć. Skazanemu udąło się zbiec i, po rozmaitych przeżyciach przystał do "zielonej armji" atamana Machno, przy którym otrzymał rangę pułkownika.

Po klęsce atamana Mancho, którego władze polskie wreszcie uwięziły jako oskarżonego o organizowanie spisku, mającego na celu oderwanie od Państwa części kresów, wpadł również baron Hansdorf do więzienia, wraz z innymi oficerami sztabu atamana. Śledztwo nie wykazało jegowiny, skutkiem czego odrazu wypuszczony został na wolność.

Wojna, a potem życie partyzanckie wywarły swe piętno na baronie. Hansdorf nie był już zdolny do spokojnego, uczciwego życia. Baron stanął na czele szajki bandyckiej.

Słynna była banda zbirów barona Hansdorfa, którą prowadził do spółki z Muchą-Michalskim. Banda ta była postrachem całego Polesia. Wielkie obławy, przeprowadzane za bandytami przy udziale wojska, nie dawały rezultatu.

Zdarzyło się jednak i z bandyckim baronem to, co zdarza się często na padole ziemskim: la femme!

Była to łunieniecka dziewczyna, córka szewca żydowskiego, Klara.

Herszt bandycki stracił dzięki swej kochance głowę.

Zmniejszył czujność, co w końcu ułatwiło policji dostanie się do kryjówki bandyckiej i ujęcie herszta wraz z wszystkimi członkami szajki. Zbiegł tylko Mucha-Michalski.

Bandytów, skutych w kajdany, sprowadzono do Baranowicz, gdzie mieli stanąc przed sądem doraźnym.

Klara jednak nie zapomniała o swoim kochanku. Noc przed sprawą podpaliła budynek aresztu i korzystając z powstałego wskutek pożaru zamętu, wydobyła kochanka swojego na wolność.

Oboje przyjechali do Warszawy. Na podstawie fałszywych dokumentów zameldowali się, jako małżonkowie Krajewscy przy ul. Tarczyńskiej. On upijał się i grał w karty a ona dostarczała mu pieniędzy, kupcząc swem ciałem.

Policja nie pozostała jednak w bezczynności i wszelkiemi środkami tropiła zbiegłą "parkę" bandycką.

Było to zimą 1922 roku.

Policja otrzymała poufną wiadomość, że przy ul. Tarczyńskiej zamieszkuje jako małżonkowie podejrzana para, która wyglądem swym przypomina zbiegłego bandytę Hansdorfa i jego kochankę.

Kilku agentów udało się w nocy na miejsce, ażeby podejrzaną parę zatrzymać.

Kiedy wywiadowcy wkroczyli do mieszkania, Hansdorf zerwał się z łóżka, ażeby zbiec. Agenci wycelowali nań rewolwery. Rozległa się salwa. Uciekającego bandytę jednak kule nie dosiegły, gdyż w ostatniem mgnieniu zasłoniła go swojem ciałem kochanka, w którą trafiły wszystkie kule, kładąc ją trupem na miejscu. Bandyta-baron zdołał uciec.

Po kilku dniach zaszła niezwykła rzecz: Do prokuratora sądu okręgowego zgłosił się młody człowiek, który położył na biurku swój rewolwer, oznajmiając krótko:

- Jestem baron Paweł Hansdorf vel Kajewski, aresztujcie mnie, pragnę ponieść karę...

Postanowił teraz oddać swe życie jedynie poto, aby pozwolono mu wziąć udział w pogrzebie kochanki.

Wkrótce bandyta-baron stanął przed sądem, skazano go na bezterminowe ciężkie więzienie.

Hansdorf zmarł w więzieniu na anewryzm serca, akurat w dniu trzeciej rocznicy śmierci jego żydowskiej kochanki Klary.


* przed I Wojną Światową

Bibliografia: M. Pomeranc, Galerja słynnych więźniów: z dziejów niedalekiej przeszłości, Biblioteka "Miniature", Warszawa, 1930

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz